Trochę bólu, kilka łez,
dziesiątki brudnych pieluch, sporo nieprzespanych nocy, tony miłości, tysiące
buziaków, miliard uśmiechów… tak w skrócie mogłabym opisać nasz pierwszy
miesiąc. Pierwszy miesiąc życia Kalinki i pierwszy miesiąc nas, jako rodziców.
Podobne
jak ona, wszystkiego uczymy się od podstaw. Pierwsza kąpiel, pierwsza kolka,
pierwsze karmienie. A wszystko zaczęło się 27 czerwca. Po kilku godzinach bólu
tak silnego, że prawdopodobnie nie zorientowałabym się gdyby ktoś przy okazji
wyciął mi nerkę albo serce do przeszczepu, o 6:05 zobaczyliśmy małe, bezbronne,
spuchnięte i pachnące dzieciątko. I cały świat stanął na głowie..
Pierwszy tydzień jej życia to był
prawdziwy poligon. Po pierwsze dlatego, że jak tu przetłumaczyć głupiej babie
(mi, oczywiście), że właśnie urodziła i noszenie miski z praniem to nie jest
najlepszy pomysł? Oczywiście mój organizm bardzo szybko przypomniał, że bałagan
w domu nie jest teraz priorytetem. Co innego głowa… Że ja nie mam siły? Ja nie
dam rady?
Chęć bycia perfekcyjną panią domu na tydzień po porodzie 4
kilogramowego klocka siłami natury bardzo szybko przerodziła się w znany
wszystkim z opowiadań „baby blues”… Tak, to naprawdę istnieje. Istnieje i jest
jak gorączka, która ni z gruchy ni z pietruchy nagle atakuje Twoje ciało i po
prostu musisz to przeczekać. U mnie ten stan trwał 3 dni i objawiał się bardzo wyraźnie:
niemożliwym do opanowania rykiem bez powodu i huczącym w głowie „nie dam rady”.
I tu jest czas aby wspomnieć o moim
szanownym. Bez niego już dawno wystawiłabym dziecko na OLXie z opcją „dopłacę”.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo ważna jest pomoc drugiego człowieka
i ile może znaczyć zwykłe zrobienie kanapki, herbaty, albo poprawienie poduszki
pod plecami w trakcie karmienia. Muszę to napisać: mam najlepszy chodzący męski
egzemplarz na świecie. Koniec kropka.
A dziś… mija już miesiąc.
Docieramy się coraz skuteczniej. Potrafię już skoordynować się na tyle, żeby
rano wypić ciepłą kawę, umyć zęby, przebrać piżamę czy nastawić zmywarkę, a
przy odrobinie szczęścia uda mi się czasem ogolić nogi.
Mimo męczących nas
kolek, problemów z karmieniem i deszczowych dni: jest pięknie. Jest cudownie.
Kocham być mamą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz