Tak jak zapowiedziałam, w dzisiejszym wpisie opowiem Wam jak
wyglądają moje poszukiwania balsamu idealnego.. Czy znalazłam, czy przyniósł
ulgę suchej skórze i… gdzie to cudo dorwać J
Zacznę od tego, że nigdy nie miałam problemów suchą skórą. Moje używanie balsamów
ograniczało się do kremowania dłoni, nóg po depilacji lub ciała po opalaniu. To
tyle. Generalnie sama procedura balsamowania się była dla mnie zbyt
czasochłonna i jakoś nigdy nie było mi z balsamami po drodze.
Całkowita rewolucja nastąpiła, gdy zaszłam w ciąże.
Właściwie od pierwszych tygodni dokuczało mi swędzenie skóry, która była bardzo
wyraźnie przesuszona. Z czasem pojawiały się na moim ciele wyraźnie zaczerwienione,
łuszczące się plamy. Lekarz potwierdził moje przypuszczenia – skrajnie przesuszona
skóra. „Pić dużo wody i smarować” J
Moim pierwszym wyborem była zwykła oliwka dla dzieci, jednak
przez jej absolutnie rzadką i wodnistą konsystencję od razu poszła w odstawkę. Postanowiłam
jednak dać szansę olejkom i skuszona pięknym zapachem kupiłam suchy olejek do
ciała Dove: Purely Pampering Shea Butter and Warm Vanilla. Myślę, że z „suchością”
ten olejek nie ma zbyt wiele wspólnego, ale faktycznie wchłaniał się dużo
lepiej niż zwykła oliwka. Na jego korzyść przemawiał także cuuuuudowny zapach,
bardzo relaksujący i odprężający. Skóra po jego użyciu była przyjemnie
nawilżona, więc stosowałam go przed kilka ładnych tygodni na wieczór. Produkt
mam do teraz i stosuję go w dalszym ciągu na przemian z innymi produktami,
ponieważ z biegiem ciąży zapach przestał mi tak bardzo odpowiadać. Produkt
oceniam na 6/10 punktów, głównie dlatego, że nie da rady używać go rano – za długo
schnie i pozostawia oleisty film na ciele. Z tego powodu, moje poszukiwania
trwały nadal..
Od dawna jestem wielką fanką firmy ZIAJA. Namiętnie używam
wielu produktów do twarzy, ale o tym powstanie na pewno osobny post. Będąc w
saloniku ZIAJA, przypomniałam sobie, że miałam kiedyś wspaniały krem do twarzy z
takiej „biało-czarnej” serii i szybko zlokalizowałam na półce taki balsam do
ciała. Mowa o mleczku do ciała do skóry bardzo suchej podrażnionej z bio
olejkiem arganowym. Nie ma sensu się
rozpisywać – bardzo przystępna cena, wygodne dozowanie, piękny zapach i bardzo
uniwersalna formuła – szybko stał się moim kremem „podręcznym”, stosowałam go
na dłonie, stopy i całe ciało. 9/10 Ale.. kosmetyków pielęgnacyjnych nigdy
dosyć… przy najbliższej okazji wypróbowałam
kolejny specyfik..
Gdy tylko w świat poszła wiadomość o mojej ciąży dostałam od
znajomej maskę próbek, w tym balsam brzozowy z betuliną firmy Sylveco. Polskie
firmy zawsze mają u mnie pierwszeństwo, więc spośród gamy specyfików wybrałam
do testowania właśnie ten. Co mogę powiedzieć.. kocham go miłością szczerą J I jest to obecnie
najczęściej stosowany przeze mnie balsam na całe ciało. Moja skóra jest po nim
pięknie nawilżona, świeża i ukojona. Jeżeli miałabym polecić jeden balsam to
byłby to właśnie ten. Bardzo chętnie
wypróbuję inne produkty tej firmy, bo każde ich dziecko bardzo mnie przekonuje –
piękne składy, działanie.. 10/10 bez mrugnięcia okiem J
Ostatni produkt o którym chciałabym tu wspomnieć to balsam
na rozstępy firmy Palmers. Poleciło mi go tak wiele kobiet, że musiałam
spróbować. Od 3 miesięcy używam go co wieczór (no.. czasem co drugi wieczór ;-)
) na brzuch, piersi i pośladki. Ładnie pachnie, nawilża, jest przyjemny.. ale o
jego skuteczności powiem więcej po porodzie – jego zadaniem jest bowiem
zapobieganie pojawiania się rozstępów. Zobaczymy!
A jaki jest Wasz ukochany balsam do ciała?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz