Decyzja o przystąpieniu do szkoły
rodzenia była dla mnie naturalna, chociaż szczerze mówiąc sama nie wiem
dlaczego – z całego „dzieciatego” towarzystwa, tylko jedna para brała udział w
takich spotkaniach. Powiem Wam całkiem szczerze, że to nie perspektywa dobrego
przygotowania się do porodu (czy to w ogóle możliwe?) ani nauka „obsługi noworodka”
była dla mnie szczególnie kusząca. Pierwotnie
zależało mi na tym, aby wygospodarować czas, który spędzimy z Pawłem i poświęcimy
go w 100% młodej. Po cichu powiem, że chyba trochę nie doceniałam swojego
narzeczonego – chciałam oswoić go z pewnymi mechanizmami porodu i fizjologii, a
okazuje się, że on chyba podchodzi do tego dużo bardziej racjonalnie niż ja, a moje
obawy co do jego postawy były niesłuszne J
Kiedy już pogrzebałam moje
niepokoje szkoła rodzenia stała się dla nas fajną przygodą. W ciągu tych dwóch
godzin w tygodniu dowiadujemy się masy praktycznych rzeczy, które być może
pozwolą nam uniknąć w przyszłości wielu niepotrzebnych zmartwień. Najlepsze w
tym wszystkim jest to, że położne mówią nam o rzeczach, które są niby
oczywiste.. ale wypowiedziane na głos nabierają nagle wymiaru dekalogu.
Przykłady? Noworodkowi temperaturę mierzy się tylko i wyłącznie w trakcie snu
lub gdy jest spokojne. Mierzenie w trakcie ataku płaczu nie ma absolutnie
żadnego sensu, ponieważ jego mechanizmy termoregulacji nie są jeszcze do końca
sprawne i termometr w takiej sytuacji może pokazać nam na przykład 37,5, co w
cale nie będzie świadczyło o gorączce. EUREKA! Kolejna rzecz: chusteczki
nawilżane. Informacja wydawałoby się absolutnie zbędna, KAŻDY TO WIE ALE…
praktycznie każdy wycierając dziecku pupę chusteczką od razu zapina pampersa.
Czyli, upraszczając nieco, zapina wilgotną pupę w pampersa. Odparzenia
gwarantowane. GENIALNE! Takich złotych rad pada w ciągu jednego spotkania kilkadziesiąt!
Do czasu zajęć bardzo bałam się porodu. BARDZO. Tak bardzo, że bez namysłu
poddałabym się cesarce gdyby ktoś mi ją zaproponował, a może i nawet bym za nią
zapłaciła. A teraz? Owszem nadal się boję, ale jest to raczej lęk przed
nieznanym połączony z ekscytacją a nie paniczny lęk przed bólem. Oczywiście
zdaję sobie sprawę, że będzie bolało, ale zmieniłam w mojej głowie równane z
poprzedniego poród = ból na poród = niedługo będzie z nami Kalina. Polecam,
spokojniej śpię ;-)
Szkoła rodzenia daje nam możliwość
poznania osób, które na pewno bardzo pomogą nam w przyszłości. Kilka pierwszych
spotkań prowadziła moja położna środowiskowa, więc z automatu nie będę z
niepokojem czekała na pierwsze spotkanie patronażowe, martwiąc się czy przypadkiem
nie ”trafię” na jakąś opryskliwą babę. Kolejne spotkania prowadzi położna z
lokalnego szpitala, co daje okazję do szczegółowego wypytania jej o zwyczaje w
danej placówce. Bardzo cenne wydają się też być spotkania z doradcą laktacyjnym
– te zajęcia jeszcze przede mną, ale z tego co wiem to Pani jest bardzo pomocna
i nie ma problemu, aby umówić się z nią na wizytę domową także po porodzie.
Wydaje mi się, że już sama wiedza do kogo mogę się zgłosić w razie wątpliwości jest
całkiem cenna. No i oczywiście muszę tu wspomnieć o aspekcie towarzyskim –
poznajemy innych przyszłych rodziców z którymi rozmawiamy, żartujemy i dzielimy
się spostrzeżeniami.
Mam wrażenie, że szkoła rodzenia
otwiera także oczy na rzeczy, które do tej pory wydawały mi się absurdalną fanaberią.
Przykład? Pieluchy wielorazowe. W końcu ktoś rzeczowo wytłumaczył mi zasadę ich
działania, wskazał plusy i minusy, mogłam „pomacać” kilka modeli. Teraz pomysł
używania takich pieluch wcale nie wydaje mi się taki głupi. Zajęcia dają
możliwość testowania nowych rzeczy – a to za sprawą przydatnych próbek, które
często otrzymujemy. Do tej pory dostaliśmy m.in. całkiem pokaźny słoiczek
Sudocremu, butelkę i smoczek z Aventu, sporo małych próbek kremów i balsamów..
Małe rzeczy cieszą J
Jeżeli wahacie się czy warto to
moja rada jest jedna – spróbujcie. Pójdźcie na dwa, trzy zajęcia i sami
zobaczycie, że z czasem stanie się to fajną odskocznią od codzienności. Ja osobiście
nie widzę żadnych minusów szkoły rodzenia J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz