sobota, 25 czerwca 2016

„Urodziłaś już?” – czyli jak skutecznie wkurzyć przyszłą mamę.

Wyznaczony przez lekarza termin porodu mija bez echa, wystawiając oczekujących rodziców na kolejną próbę cierpliwości (a spuchniętą do granic możliwości przyszłą mamę na kolejne dni męki). Euforyczne oczekiwanie na maluszka miesza się z euforycznym oczekiwaniem na zdjęcie z mojego brzucha i pleców tego słodkiego ciężaru, generalnie robi się nerwowo. Jest czerwiec, 36 stopni Celsjusza, leżę na kanapie próbując nie umrzeć albo przynajmniej nie rozpuścić się wkomponowując się w mebel i czekam na koniec. Słodką ciszę po raz 20 dziś przerywa dźwięk sms lub messengera, a w wiadomości czytam znane mi już doskonale „urodziłaś już” ?! Od kogo tym razem? Jak dobrze jest wiedzieć, że mam tylu przyjaciół, którzy tak bardzo martwią się o nas.  Tylko zaraz… nie znam tego numeru. A z tą Panią nie rozmawiałam od dobrych dwóch lat. O, a on nawet nie mówi mi cześć na ulicy! Ciekawe zjawisko, które jak się okazuje zaobserwował na swoim telefonie także mój szanowny.  O ile zawsze bardzo miło jest, gdy zadzwoni ktoś bliski, to za cholerę nie mogę zrozumieć kiedy mój brzuch stał się dobrem narodowym.



Nie, nie urodziłam jeszcze. Jak urodzę i będziemy na to gotowi to na pewno się pochwalimy. Sobie i Wam życzę spokojnego weekendu J