czwartek, 21 lipca 2016

O moich dobrych duszach: położne.

O tym, jak bardzo cenne są zajęcia w szkole rodzenia pisałam Wam już w osobnym wpisie: KLIK. Dzisiaj jednak chciałabym wrócić do tematu i opowiedzieć Wam szybciutko o dobrych duszach, które tam spotkałam, a które dosłownie uratowały mnie od czarnej rozpaczy, skoku ze szpitalnego okna w trakcie porodu, a później oddania dziecka w ręce pierwszych napotkanych cyganów. Położne – bo o nich mowa. Będzie personalnie, bo Panie zasługują na co najmniej Nobla.

Minął prawie miesiąc, a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że położna z którą rodziłaś (zakładając, że z porodu masz dobre wspomnienia), jest trochę jak pierwsza miłość. Porównanie może i dziwne, ale na pewno nie na wyrost. Wydaje mi się, że już do końca życia będę wspominała Bożenę z uśmiechem na twarzy i ciepłem w sercu. Chyba każda z nas, poza porodowym bólem i wysiłkiem, boi się jak zostanie potraktowana przez personel szpitala. Ja nie mogłam trafić lepiej. Sama nie napisałabym dla siebie lepszego scenariusza. Tyle wsparcia, ciepła, dobrego słowa, ale też stanowczości i pomocy ile otrzymałam w trakcie i po porodzie – to wszystko jest nie do przecenienia. I mimo ogromnego bólu z którym przyszło mi się zmierzyć, poród wspominam jako magiczne przeżycie. Takie, które scala związek, które buduje Twoją pewność siebie, poczucie własnej wartości  a finalnie kończy się zastrzykiem największej dawki miłości jaką jesteś w stanie udźwignąć. Tak wielkiej, że masz wrażenie, że to wszystko jest nierealne, bo nie da się być aż tak bardzo szczęśliwym. Bożenko, wiem że dziękowałam Ci już dziesiątki razy, ale to i tak za mało. Dziękuję, dziękuję.

Kiedy porodowe emocje nieco opadły, a na pierwszy plan wysunęły się pierwsze problemy, do akcji wkroczyła druga superbohaterka – Zosia. Bezradność, koszmarny ból piersi i brak pomysłu „co teraz?” potrafią skutecznie przygasić radość, jaką daje nam nowy członek rodziny. Wizyty Zosi za każdym razem skutecznie podnosiły nas na nogi i porządkowały pewne informacje. Dlatego teraz, kiedy słyszę jak dziewczyna po porodzie mówi, że położna wprosiła się na wizytę, ale po jednym spotkaniu ją spławiły, to w głowie mam tylko jedną myśl: jak wiele straciły. Świadomość, że w chwili zwątpienia wystarczy wykręcić TEN numer, a Zosia bez względu na porę odbierze i pomoże, jest bezcenna.

Bożenko, Zosiu – jesteście najlepsze w  tym co robicie, nigdy się nie zmieniajcie. Osobom z takim sercem do drugiego człowieka powinno się stawiać pomniki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz